Byliśmy tam: goingowa. relacja z domu grozy Fear Zone
Nie jestem wielkim fanem horrorów – w zasadzie w ogóle ich nie oglądam. Scenariusze są oklepane i oparte na kilku utartych schematach, a pojawienie się oryginalnego i wciągającego filmu grozy graniczy z cudem. Bo ile można wałkować tematy o opętaniach, nawiedzonych domach czy seryjnych mordercach, których dusza zaklęta jest w małej lalce? Na przekór kinematograficznym wpadkom, wybraliśmy się ekipą Going. do Fear Zone – prawdziwego domu grozy, aby na własnej skórze przekonać się, co to znaczy strach.
Fear Zone znajduje się w opuszczonym budynku, należącym niegdyś do telekomunikacji, gdzie w peerelowskiej przeszłości miało miejsce centrum podsłuchiwania rozmów obywateli. Adres? Ulica Dowcip, jakżeby inaczej. Przy takim połączeniu, ciężko powstrzymać się od nerwowych uśmiechów, a pojawienie się potu na rękach to kwestia kilku minut. Głęboki wdech, ostatni telefon do mamy, krzyżyk na drogę i wchodzimy. Rozdzieleni na dwie grupy, podekscytowani i ze zgubną nadzieją, że wyjdziemy z tego cali i zdrowi.
Krótka instrukcja, koleś włożył nam czarne worki na głowę i odpychającym, niskim tonem powiedział “za mną”. Zostawił nas w małym pomieszczeniu, w którym oprócz krzeseł i monitora nie było kompletnie nic. Po obejrzeniu krótkiego, lecz intensywnie hałaśliwego filmu “jak przeżyć i czego nie robić” zastała nas ciemność. Pierwszy pokój, a zza pleców już wyskakuje dziewczynka rodem z “The Ring”, wydająca z siebie piekielne odgłosy i niemalże rozpruwająca żyły na kostkach nieostrożnych przechodniów.
Co dalej? Dalej było tylko gorzej, bardziej przerażająco, obrzydliwie i niepokojąco. Przechodząc przez kolejne pomieszczenia trafialiśmy na zakrwawione dziecięce zabawki, porozrzucane części ludzkiego ciała czy obślizgłe insekty. Do dyspozycji mieliśmy tylko dwie, ledwo działające latarki, co tylko potęgowało uczucie strachu i bezsilności.
Przygodę “umilały” nam kreatury, które bez przerwy wyskakiwały zza rogu, łapały nas i odciągały od reszty grupy, powodując dezorientację i przerażenie. Aktorzy, którzy wcielają się w upiorne postaci wykonują swoje zadania wzorcowo i potrafią przerazić niejednego śmiałka. Jaracie się Pennywisem z ostatniego hitu wśród horrorów “To”? Wyobraźcie sobie, że atrakcje Fear Zone to wersja hard tej bajeczki dla dzieciaków. Jest taki moment w trakcie wyprawy, podczas którego panika sięga kompletnego zenitu – nie zdradzimy więcej, przekonacie się sami. Zdecydowanie przyjemne doświadczenie, polecamy każdemu, kto potrzebuje chwili relaksu i odpoczynku od stresu.
Co jest w tej całej zabawie najlepszego? A to, że świadomie i własnowolnie decydujesz się na niemalże pół godzinny seans prosto z twoich najgorszych koszmarów. Wchodzisz do świata, w którym nigdy nie chciałbyś się znaleźć, w trakcie “wycieczki” odmawiasz tylko kolejne “zdrowaśki” i kompulsywnie łapiesz znajomych za tyłek i inne części ciała. A jednak to cię jara, lubisz to, podoba ci się ten dreszcz emocji, uderzająca do krwi adrenalina i poczucie, że stajesz się ofiarą.
Chore gówno, ale totalnie wrócimy.
macie ochotę na odrobinę strachu? wpadajcie do dom grozy Fear Zone!