Dwa dni intensywnego, lecz wspaniałego techno przelotu już za nami. Białostocki festiwal Up to Date okazał się miejscem pełnym pięknych ludzi, solidnej i nieoczywistej muzyczki oraz przemiłej, rodzinnej atmosfery.
Była to już ósma edycja Up to Date i zarazem najbogatsza, jeśli chodzi o zawartość: począwszy od występujących artystów, poprzez frekwencję aż do dodatkowych rozrywek. Furorę robiły stoisko z merchem i debiutujący kramik z pocztówkami (szkoda jedynie, że było ich tak mało, bo pomysł genialny!). Jednak najważniejszą rzeczą na tym pozornie industrialnym festiwalu, odbywającym się w chłodnych podziemiach stadionu Jagiellonii, była ciepła, przyjazna atmosfera, udzielająca się każdemu: bez względu na muzyczne preferencje, wiek czy poglądy.
Wspaniała to sytuacja, kiedy elektronika i hip-hop łączą ludzi w tak naturalny sposób. Sprawiają, że tłum zostaje wyrwany ze świadomości życia „w tym nieludzkim kraju” w przestrzeń pełną radości, równości i tanecznej energii. I nieważne, czy mówimy o surowym techno (potężne sety Ancient Methods, nthng, Petera Van Hoesena czy ekipy Technosoul), pokręconych rapsach (Hewra) czy futurystycznej elektronice (Amnesia Scanner, Lorenzo Senni czy Wixapol S.A.), którą ciężko gdziekolwiek zaszufladkować.
Up to Date to miejsce, gdzie na pierwszym miejscu nie znajduje się hajs i promowanie dużych nazwisk przyciągających tłumy. Organizatorzy białostockiego festiwalu postarali się o to, aby lajnap był zróżnicowany, nieoczywisty i pozbawiony wyraźnych slotów headlinerskich. Dzięki temu, każdy mógł mieć wybrać własnego lidera. Brawo, tak się robi festiwal dla ludzi.
Posiadając tak solidne fundamenty, koncerty stawały się czystą przyjemnością. Tegoroczny skład budził niemały podziw. Niezwykle rzadko zdarza się, żeby na jednym festiwalu grali obok siebie Lorenzo Senni, Abdulla Rashim, Rosalie czy PRO8L3M. Spore zróżnicowanie – dla każdego coś dobrego i bez wyraźnych faworytów. Większych rozczarowań nie było, może z wyjątkiem setu Clams Casino polegającego na puszczaniu piosenek oraz karygodnego zachowania Hewry. Występami, które pozostawiły po sobie głębokie emocjonalne znamię były techno msze w wykonaniu Ancient Methods i Vatican Shadow oraz Shifted & The Empire Line. Każda scena była nagłośniona naprawdę dobrze i to jest czynnik, którego często brakuje w polskich klubach. Rozumiem jednak, że niektórzy narzekali na zbyt wysoki poziom decybeli. Techno, rejwy, muzyka bassowa i cała taneczna wataha muszą brzmieć potężnie, rezonować w odbiorcach i wprowadzać ich w swoisty trans. Wtedy zabawa wskakuje na wyższy rejestr.
Ozdoba festiwalu – Salon Ambientu, czyste złoto. Występy Murcofa, Stefana Wesołowskiego czy Prurienta znacznie się od siebie różniły, jednak ich cechą wspólną była możliwość przeżywania kompletnego katharsis. Panowie z Up to Date – róbcie tego jeszcze więcej, częściej, bo ludzie takich wydarzeń potrzebują, chcą poszerzać wiedzę i odpoczywać od całonocnych szaleństw. Make ambient great again.
Tegoroczny Up to Date był znakomitym festiwalem. Organizacyjnie, towarzysko i muzycznie nie ma się do czego przyczepić. Widzimy się za rok, pozdro techno.
cover photo: Krzysztof Karpiński