Czytasz teraz
Wiesławiec Deluxe: potwory i spółka, czyli TOP 3 horrorowych przerażaczy
Lifestyle

Wiesławiec Deluxe: potwory i spółka, czyli TOP 3 horrorowych przerażaczy

potwory

Jumpscare’y są infantylne i generalnie można je sobie wsadzić w dupę ziewając. Prawdziwe kinowe potwory czają się gdzie indziej.

Który potwór z horrorów jest najbardziej przerażający? Wampir? Blady mężczyzna w czarnym garniturze, białej koszuli i lakierkach o czarnych włosach zaczesanych do tyłu na żel, śpiący w trumnie, posiadający sztuczne kły do wysysania krwi i zdolność zamieniania się w nietoperza? Na pewno jest bardzo straszny jeżeli do teatru na przedstawienie dla dzieci w wieku od 6 do 8 lat przypałętają się czterolatki. To może wilkołak? Typek, który raz na miesiąc w czasie pełni obrasta włosami, wyje do księżyca i biega nocą po mieście w przyciasnych bądź popękanych niczym na Hulku wskutek mutacji ubraniach? Średnio. Strzyga? Baba Jaga? Gargulec? Chupacabra? Golem? Lamia? Południca? Mumia? Rusałka? Potwór Frankensteina? Yeti? Godzilla? Nessie? Demon? Czarownica? Stwór z Czarnej Laguny w gumowym rybopodobnym kostiumie? No też niestety nie bardzo.

Dziewczynka z zasłoniętą czarnymi włosami twarzą wyłażąca ze studni a następnie z telewizora w „The Ring”? O, bardziej. This is some creepy shit. Wiedźma z Blair Witch Project, której nigdy nie ma w kadrze horroru z 1999 roku rozpoczynającego modę na found footage movie, ale efekty działania której możemy obserwować w narastającym wirze przerażenia i szaleństwa kulminującym w scenie z kolesiem odwróconym twarzą do ściany w rogu pomieszczenia na chwilę przed ostatecznym upadkiem kamery? Oj tak. Wiedźma z Blair nie była śmieszna, mimo że nikt jej bezpośrednio nigdy nie widział.

A pierwszy lepszy poltergeist, przez którego w domu w losowych momentach przemieszczają się przedmioty, zegary zatrzymują się o określonych godzinach, włożone do pojemnika kredki rozsypują się bez udziału osób trzecich po podłodze, kieliszki tłuką, ozdobne talerze spadają ze ścian, a nocą do drzwi wejściowych rozlega się łomot, przy czym nikogo tam nie ma? Jeśli to oglądasz w filmie to robi się ostro nieswojo, podejrzewam jednak, że gdyby szereg opisanych zjawisk miał zacząć nagle zachodzić w twoim mieszkaniu, to już można się zesrać.

Przerażające nie jest to, co figuratywne: wąpierz w lakierkach wołający „huaaa” i podnoszący poły czarnej peleryny, duch w konwencjonalnej postaci fruwającego prześcieradła z wyciętymi otworami na oczy, zamerykanizowana Godzilla wyglądająca jak dwustumetrowy dinozaur porykujący na zmianę ze strzelaniem z oczu laserami, owinięta białym bandażem mumia drepcząca z wyciągniętymi do przodu ramionami mówiąc „buuuu” czy xenomorph w Alienie 4 wyskakujący ze stalowej szafy na karabiny plazmowe w laboratorium. Jumpscare’y są infantylne i generalnie można je sobie wsadzić w dupę ziewając. Prawdziwe potwory czają się gdzie indziej.

potwory
potwory, potwory, potwory

To, co faktycznie przykuwa widza do ekranu, to poczucie zwane przez Zygmunta Freuda Unheimlichkeit, które można przetłumaczyć naangielski używając przymiotników eerie i uncanny, na polski zaś jako „przerażająca nieswojość” czy „niesamowitość”. Wszystko jest niby okej, ale nie jest okej. Wszystko jest niby normalnie, ale nie jest normalnie. Na pozór rzeczywistość znajduje się jeszcze przed progiem załamania ale czujesz że za chwilę, mimo trwania pozorów, nastąpi przełom, przerażająca erupcja i wtedy nie będzie można już udawać. Trzeba będzie uciekać jak zwierzę walczące o życie. Filmy wytwarzające taką atmosferę uzyskują status kultowych horrorów.

Jakie potwory, jakie typy filmowych stworów wytwarzają taką atmosferę najlepiej? Ograniczę się do subiektywnego podium.

NAJSTRASZNIEJSZE HORROROWE POTWORY

Na miejscu numer 3: zjawa

Zjawa, zwana też duchem, to dość przejebany koncept. Chodzi mi tutaj o ducha utrzymanego w konwencji fotografii ektoplazmy wychodzącej z głowy medium podczas seansu spirytystycznego w wiktoriańskim saloniku czy „relacji świadków nawiedzeń” z książek Raymonda Moody’ego typu Życie po Życiu. Na pewno perspektywa ujrzenia zjawy silniej oddziałuje na wyobraźnię dzieci i ludzi bardzo młodych, z wiekiem nabywa się wobec tego pomysłu lekkiego dystansu, impregnując się myślami typu „ej joł, przecież duchów nie ma, lol”, albo „fajnie gdybym zobaczyła ducha, przynajmniej byłby jakiś dowód na życie pozagrobowe”. Obawiam się, że jednak nie jest fajnie zobaczyć ducha. Niematerialna, transparentna manifestacja zmarłej osoby o nieznanych intencjach wpierdalająca ci się do mieszkania, to nie jest to, co koniecznie chcesz zobaczyć w sobotę wieczór, jedząc łyżką lody typu Ben&Jerry’s na kanapie z IKEI. Ostry epizod lękowy gwarantowany, z rokowaniem skierowanym na załamanie poczucia rzeczywistości i wywózkę do psychiatryka.

Miejsce numer 2: zombi

Zombi starego typu, dodajmy, czyli takie, które nie biega, tylko jest powoli poruszającym się martwym ciałem (najlepiej bliskiej) osoby, które z niewiadomych przyczyn postanowiło wstać ze stołu w kostnicy i udać się mechanicznym krokiem w kierunku miasta. Czytałem kiedyś interpretację strukturalistyczną, sugerującą, że zjawa i zombi są przerażające, ponieważ stanowią awers i rewers tej samej monety. Człowiek składa się z duszy i ciała. Zjawa to dusza bez ciała. Zombi to ciało bez duszy. Człowiek na rozerwanie tej naturalnej jedności reaguje instynktownie prymarnym, zwierzęcym strachem. Może…

Na pewno jest coś przerażającego i niesamowitego jednocześnie w wyobrażeniu zwłok znajomej osoby, które wstają z grobu i chodzą po okolicy, nie zachowując nic z pierwotnej, ludzkiej tożsamości. Do tego zombies pojawiają się zazwyczaj masowo, a kondycja ta jest transmitowana przez kontakt bezpośredni. Jak mówił telewizyjny ekspert w czołówce Poranka Żywych Trupów George’a Romero z 1978, „People it kills get up and kill”. Armia nieumarłych nadciągająca od strony cmentarza jest zatem jednocześnie wyrazem pierwotnego lęku wobec śmierci za życia jak i ma w sobie element apokaliptyczny: czas, gdy martwi wstają z grobów, stanowi punkt docelowy chrześcijańskiej eschatologii, koniec dziejów i dzień sądu w jednym.

potwory typu zombi

Dobrze ilustruje to scena końcowa z filmu Zombi 2 Lucio Fulciego z 1979, z grupą trupów drepczących po Moście Brooklińskim w słońcu zachodzącym nad ludzką cywilizacją. Na pewno nie chciałbym zobaczyć pewnego ranka przez okno martwych sąsiadów wlokących się hordami po ulicy. Właściwie nawet pojedyncze zwłoki idące nieludzkim, mechanicznym krokiem w moją stronę wystarczą za bodziec do derealizacyjnego helikoptera.

No i miejsce numer 1: body-snatcher

Top seller w kategorii Unheimlichkeit, master of the uncanny. Prawdopodobnie body-snatcher jest tak bardzo przerażający, ponieważ stanowi najwierniejszą figurację obłędu, najlepiej oddaje uczucie schizofrenicznego rozpad rzeczywistości i najsilniej triggeruje poczucie lękowej derealizacji.

Nie wszyscy pewnie są zaznajomieni z konceptem. Body-snatcher to potwór, który wygląda jak twoja bliska osoba (mąż, żona, babcia, dziadek, siostra, brat, dziecko itd.), zachowuje się jak twoja bliska osoba, ma wiedzę i wspomnienia twojej bliskiej osoby ale nie jest to ta sama osoba i ty to czujesz, ale nie możesz tego udowodnić. Coś jest w niej inne, zmienione, przemieszczone, a osoba, którą znałaś, zniknęła, pochłonięta przez to złowrogie coś, które się pod nią podszywa. Zazwyczaj body-snatchera da się odróżnić od oryginału koncentrując się na trudno uchwytnych cechach: zaniku emocji i zmechanizowanym, nienaturalnie chłodnym zachowaniu.

Body-snatcher to doskonała figura choroby psychicznej, polegającej na załamaniu się poczucia tożsamości i ciągłości rzeczywistości, w której nie do końca wiadomo czy problem jest ze światem czy już dokumentnie dostaliśmy pierdolca. Wyprodukowano dotąd łącznie tylko cztery filmy o Body-Snatcherach i w ramach przygotowań do tego tekstu obejrzałem je wszystkie ciurkiem, w tym jeden, oryginalny film Invasion of Body Snatchers z 1956 roku po raz pierwszy. Tutaj krótki trip report.

potwory

Invasion of Body Snatchers z 1956 to typowy, czarno-biały amerykański film z lat 50. Sielankowa suburbia w postaci fikcyjnego kalifornijskiego miasteczka Santa Mira, housewife’y smażące pankejki, mężowie przycinający trawniki przed domem kosiarką, steakhousy, kina typu drive-in. Mężczyźni noszą garnitury, kapelusze i ciągle palą papierosy, kobiety w sukniach w kwiatki i butach na obcasie wpadają w panikę i omdlewają, przez co trzeba je nosić na rękach. Policjanci są zażywni, mają wąsy, jeżdżą garbatymi samochodami z lat 40. i strzelają z rewolwerów robiąc gest „pif-paf”. Rozmowy mają postać wymiany przydługich, sztywnych i przemądrzałych monologów. Nikt nie jest czarny.

Film jest znośny, momentem kulminacyjnym dla mnie była ekspozycja nasion-kapsuł przybyłych z kosmosu body-snatcherów, z których w szklarni wykluwają się kopie mieszkańców. Kapsuły wyglądają jak połączenie liścia ze chrząszczem i gulgoczącą dwumetrową gąsienicą. Jest też moment niesamowitości, gdy obserwująca repliki mieszkańców z okna para głównych bohaterów zauważa, że kopie posiadają coś w rodzaju owadziego hive mindu: przerywają one zwykłe, ludzkie czynności, by robić setkami naraz to samo, po czym wracają do imitowania ludzkiej praktyki społecznej. Ocena ogólna: 6/10. Można ale nie trzeba, dla wielbicieli czasów Eisenhowera.

Zobacz również
Taylor Swift

Remake, czyli Invasion of the Body Snatchers Philippa Kaufmana z 1978 roku to film zdecydowanie bardziej nowoczesny i jednocześnie pierwsza liga horroru science-fiction. Donald Sutherland, Brooke Adams, Veronica Cartwright, Leonard Nimoy i młody Jeff Goldblum we wzruszającej epopei o perypetiach pracownicy inspektoratu sanitarnego z San Francisco, która pewnego dnia odkrywa, że jej spędzający całe dnie z puszką piwa przed telewizorem mąż-dentysta został wchłonięty przez przybyłą z kosmosu przetrwalnikową roślinopodobną formę życia i zastąpiony zmechanizowanym replikantem.

Film jest dynamiczny, poczucie osaczenia bohaterów narasta z każdą chwilą, do tego wysadzany jest różnymi kultowymi easter eggami jak diadem kryształkami Swarovskiego. Na początku, w krótkiej scenie otwierającej, Robert Duvall w stroju księdza buja się z dziećmi na huśtawce. Scena, mimo że ma pięć sekund i jest kompletnie niezwiązana z dalszym rozwojem fabuły, wygląda jak podsumowanie i kulminacja wszystkich najważniejszych filmów grozy z lat ’70, od Egzorcysty po Omen. Reżyser tłumaczył później, że uznali z aktorami, że skoro robią horror i są lata 70te, to musi być tam jakiś ksiądz. Jak znalazł. Do tego Kevin McCarthy grający główną rolę męską w poprzednim filmie dostaje epizod, w którym ginie pod kołami samochodu uciekając w szaleńczym pędzie przed goniącymi go pożeraczami ciał, zaś Don Siegel, reżyser oryginału, odgrywa rolę zbodysnatcherowanego taksówkarza, denuncjującego Sutherlanda i Adams swoim policyjnym kolegom.

Film zamyka najsłynniejsza chyba scena przedstawiająca Sutherlanda wykonującego ikoniczny ryk body-snatchera, doprowadzający do obłędu Veronicę Cartwright, będącą ostatnim człowiekiem w całym mieście. Ocena: 9/10. Jak ktoś nie widział, niech nadrabia. Klasyk.

potwory typu body-snatchers

Mój ulubiony film o pożeraczach ciał to Body Snatchers Abla Ferrary z roku 1993. Jest to typowy B-klasowy, VHS’owy horror z początku lat ’90. Czyli najlepiej. Abel Ferrara to w ogóle osobna historia, nawet nie ze względu na swój najsłynniejszy obraz Zły Porucznik z Harveyem Keitelem w roli głównej, ale, w mojej skromnej opinii, ze względu na film The King of New York z Christopherem Walkenem i Laurencem Fishburnem z roku 1990.

U Abla Ferrary chodzi przede wszystkim o zdjęcia i pracę kamery, zdolność do wytwarzania atmosfery obrazem, trochę tak jak w kinie Johna Carpentera czy Michaela Manna. I tak jak w Królu Nowego Jorku wrażenie robią ujęcia nocnego miasta, wnętrz klubów i narkotykowych melin zestawionych z oświetlonymi od wnętrza tunelami i wagonami metra, tak w Body Snatchers najbardziej niesamowite są zdjęcia zainfekowanej bazy militarnej nad którą krąży nocą oświetlający ją reflektorami helikopter. Aktorstwo jest miejscami drewniane, dialogi są schematyczne, cały film posiada właściwy dla najntisowej VHS’ówy cheesy vibe, jedna scena jest jednak aktorsko niesamowita i wynosi go o trzy levele ponad poziom bazowy.

potwory typu body-snatchers

Z ciekawostek, role drugoplanowe w filmie grają Forest Whitaker i Ronald Lee Ermey, znany wszystkim jako sadystyczny drill instructor z Full Metal Jacket Kubricka. Ocena: 7/10, polecam koneserom.

Ostatnia odsłona to Invasion z Nicole Kidman i Danielem Craigiem z roku 2007. Końcówka amerykańskiej hossy na rynku CDO’s i kredytów typu subprime, realizm kapitalistyczny w rozkwicie. Film koncentruje się na promocji relacji rodzinnych (tradycyjna walka o przetrwanie synka) i oferuje optymistyczne zakończenie: body-snatchery to już nie repliki wchłoniętych i wyeliminowanych w procesie ludzi, a sami ludzie, zakażeni tajemniczym wirusem pochodzenia kosmicznego. Na szczęście rząd i armia Stanów Zjednoczonych stają na wysokości zadania, ewakuują rzesze noblistów do Fort Knox, gdzie dzielni naukowcy działając w pocie czoła szybko wynajdują antidotum, a uleczeni body-snatchersi mogą odzyskać swoją indywidualną tożsamość i wrócić szczęśliwie do pracy i szkoły. Nawet gdy horda zainfekowanych pożeraczy ciał biegnie z rykiem na śmigłowiec wojskowy, to żołnierze nie otwierają do nich ognia z karabinów maszynowych, tylko roztropnie wzbijają się w powietrze, chroniąc bezcenne życie zbodysnatcherowanych amerykańskich obywateli.

Najlepszy moment w filmie: roztrzęsiona kobieta (Veronica Cartwright) opowiada swojej psychiatrce (Nicole Kidman), że jej niby-mąż na jej oczach podszedł do ich kochającego psa, skręcił mu własnoręcznie kark, po czym wyrzucił zwłoki do śmietnika i bez słowa wrócił do czytania gazety. Lekarka słucha empatyczne, kiwa głową i oznajmia finalnie „wypiszę pani nowe leki”. A to dobre. Ocena ogólna filmu: 5/10 – można, nie trzeba.

Nie jestem tylko dotąd do końca pewien, czego symbolem jest body-snatcher. Sam koncept zdaje się ewoluować wraz z tłem historycznym poszczególnych filmów. W latach 50tych chodziło pewnie o paranoidalne zagrożenie agenturą komunistyczną i działania komisji McCarthyego, w latach 70. o wątek upadku komunitarystycznych utopii spod znaku flower power, w 1993 o postmodernistyczną zabawę czystą konwencją, a w 2007 już tylko o zarobienie hajsu. Podobno obecnie w fazie produkcji w wytwórni Warner Bros znajduje się piąty film o body snatchersach. Ciekawe, czy głównym bohaterem tradycyjnie znowu będzie doktor Bennell.

…i inne potworki, potwory – wszystkie felietony Wiesławca dla Going. MORE

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony